piątek, 27 listopada 2020

Od ziarenka do nici, od owcy do swetra.

 27 listopada grupa  maluchów wzięła udział w zajęciu z zakresu innowacji pedagogicznej, w czasie którego dzieci poznały dawne sposoby pozyskiwania surowca niezbędnego do wytwarzania ubrań. W roli głównej len i wełna!

No więc: „Jak to ze lnem było…?”Myślę, że miło było posłuchać o procesie powstawania lnianego płótna od momentu posiania ziarna, poprzez uprawę i zbiór, następujące po sobie etapy obróbki włókna, przędzenia, tkania po uzyskanie niezbędnej w każdym gospodarstwie tkaniny. Ale jeszcze przyjemniej dotknąć drobniutkich ziarenek, obejrzeć, powąchać; przyjrzeć się kompletnej choć wysuszonej roślinie, rozciągnąć w dłoniach szare pakuły, zawinąć na swoim paluszku lnianą nić…Wrzeciono znane do tej pory jedynie z bajki o śpiącej królewnie szybko zostało skojarzone z główną bohaterką i jak iskierka przyjaźni wędrowało z ręki do ręki każdego malucha. A drewniany kołowrotek przez cały dzień służył jako wyjątkowa „zabawka na gościnnych występach”.
Nieco inaczej sprawy się miały z owczym runem. Dlaczego?
– brzydkie z wyglądu,– szorstkie w dotyku,– przykre w zapachu.…Ale… to już koniec jego wad! Na podstawie historyjki obrazkowej z „Wielkiej księgi tropicieli” dzieci zobaczyły jak wygląda etap produkcji wełny od  strzyżenia owiec do powstania ciepłego, kolorowego sweterka, a własnymi rękami sprawdzały czy przyniesione owcze runo jest miękkie i gładkie. Zobaczyły jak wygląda uprzędziona na kołowrotku przędza i wykonane z niej wełniane wyroby.Dowiedziały się ile mają pozytywnych właściwości i jak bardzo korzystny wpływ na zdrowie człowieka.Prezentowane eksponaty w postaci cudownych lalek,  barwnych strojów ludowych naszego regionu oraz całego szeregu wyrobów lnianych i wełnianych sprawiły, że w nasze działania ochoczo włączyły się również starszaki. Ileż frajdy mieliśmy przebierając się za ”panie z koła gospodyń”. Chętnych było wielu ale czasu za mało… Zajęcia edukacyjne podsumowało wykonanie pracy plastycznej - owieczek z kawałków waty symbolizującej wełnę oraz obejrzenie bajki o kreciku, który pewnego dnia zapragnął mieć lniane spodenki z kieszeniami.
Należy wspomnieć, że to wszystko nie byłoby możliwe gdyby nie życzliwość, hojność, dobre serce i fachowość osób z najbliższego środowiska: pani Ewy Ledwójcik – babci naszego Antosia z grupy trzylatków oraz pani Beaty Syzdół – prezesa stowarzyszenia „Świętokrzyskie tkaczki”. Wdzięczni jesteśmy za podzielenie się z nami swoimi skarbami, zarówno wiedzą, jak i zasobami, nad którymi musiały się tyle napracować, za udostępnienie tego co dziś niestety należy już do rzadkości. Podziwiamy i dziękujemy!
                                                                                                                           Małgorzata Kołodziejczyk 
                                      kołowrotki, wrzeciona i inne eksponaty...

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz