No więc: „Jak to ze lnem było…?”Myślę, że miło było posłuchać o procesie
powstawania lnianego płótna od momentu posiania ziarna, poprzez uprawę i zbiór, następujące po sobie etapy obróbki
włókna, przędzenia, tkania po uzyskanie niezbędnej w każdym gospodarstwie
tkaniny. Ale jeszcze przyjemniej dotknąć drobniutkich ziarenek, obejrzeć,
powąchać; przyjrzeć się kompletnej choć wysuszonej roślinie, rozciągnąć w
dłoniach szare pakuły, zawinąć na swoim paluszku lnianą nić…Wrzeciono znane do tej pory jedynie z
bajki o śpiącej królewnie szybko zostało skojarzone z główną bohaterką i jak
iskierka przyjaźni wędrowało z ręki do ręki każdego malucha. A drewniany
kołowrotek przez cały dzień służył jako wyjątkowa „zabawka na gościnnych
występach”.Nieco inaczej sprawy się miały z owczym
runem. Dlaczego?– brzydkie z wyglądu,– szorstkie w dotyku,– przykre w zapachu.…Ale… to już koniec jego wad! Na
podstawie historyjki obrazkowej z „Wielkiej księgi tropicieli” dzieci zobaczyły
jak wygląda etap produkcji wełny od
strzyżenia owiec do powstania ciepłego, kolorowego sweterka, a własnymi
rękami sprawdzały czy przyniesione owcze runo jest miękkie i gładkie. Zobaczyły jak wygląda uprzędziona na
kołowrotku przędza i wykonane z niej wełniane wyroby.Dowiedziały się ile mają
pozytywnych właściwości i jak bardzo korzystny wpływ na zdrowie człowieka.Prezentowane eksponaty w postaci
cudownych lalek, barwnych strojów
ludowych naszego regionu oraz całego szeregu wyrobów lnianych i wełnianych sprawiły,
że w nasze działania ochoczo włączyły się również starszaki. Ileż frajdy
mieliśmy przebierając się za ”panie z koła gospodyń”. Chętnych było wielu ale
czasu za mało… Zajęcia edukacyjne
podsumowało wykonanie pracy plastycznej - owieczek z kawałków waty
symbolizującej wełnę oraz obejrzenie bajki o kreciku, który pewnego dnia
zapragnął mieć lniane spodenki z kieszeniami.Należy wspomnieć, że to wszystko nie
byłoby możliwe gdyby nie życzliwość, hojność, dobre serce i fachowość osób z
najbliższego środowiska: pani Ewy Ledwójcik – babci naszego Antosia z grupy
trzylatków oraz pani Beaty Syzdół – prezesa stowarzyszenia „Świętokrzyskie
tkaczki”. Wdzięczni jesteśmy za podzielenie się z nami swoimi skarbami, zarówno
wiedzą, jak i zasobami, nad którymi musiały się tyle napracować, za
udostępnienie tego co dziś niestety należy już do rzadkości. Podziwiamy i
dziękujemy!
Małgorzata Kołodziejczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz